SYDNEY - Edyta Madyda, rodowita wadowiczanka mieszka w Sydney od wielu lat. Mówi, że to, co dzieje się teraz w Australii przechodzi ludzkie pojęcie.
Mieszkam tu 15 lat i nigdy czegoś takiego nie widziałam - mówi portalowi Wadowice24.pl Edyta.
Od kilku tygodni w Australii szaleją pożary. Choć o tej porze roku to raczej norma, to obecna sytuacja jest naprawdę poważna. Pożary wchodzą do miast, wcześniej zagrażały rezerwatom oddalonym od zabudowań.
Największy pożar ostatnio miał objętości połowy Polski, dlatego drażnią mnie komentarze ludzi, którzy piszą "dlaczego oni tego nie gaszą... dlaczego nic z tym nie robią". Tutaj każdego dnia rozgrywa się walka - mówi nam wadowiczanka.
W momencie rozmowy u Edyty był bardzo późny wieczór. Temperatura wyniosła "zaledwie" 20 stopni Celsjusza. Za dnia te wartości sięgają nawet 52 kresek (!).
W mieście wprowadzono najwyższy stopień alertu dotyczącego zanieczyszczenia powietrza.
Jeśli powietrze pozwala, za oknami domów dzielnicy, w której mieszka Edyta, widać wysokie słupy dymu od pożarów. Ogień trawi bliskie miastu zielone tereny.
Australijczycy walczą o każdy kawałek terenu.
Mam koleżankę, Australijkę, która mieszka w jednym z regionów, które mogą zaraz być ewakuowane. Jej mąż jest ochotnikiem w straży pożarnej. Dzisiaj cieszyła się, że wrócił żywy do domu po 24 godzinach pracy. Wielu z tych ludzi [ratowników - dop. red] to ochotnicy, którzy mieszkają w tamtych rejonach. Sami bardzo często muszą oglądać jak palą się ich własne domy, a mimo to wciąż przychodzą do pracy, wciąż walczą o domy swoich sąsiadów - dodaje Edyta.
Sydney wprowadziło poziom drugi ograniczeń zużycia wody.
Ludzie często pytają dlaczego nie można podlewać ogródków skoro dookoła są pożary. Poziom drugi oznacza że zbiorniki wodne sięgnęły 45% i na dzień dzisiejszy trzeba zadbać o to, żeby nie zabrakło wody pitnej. Do tego już doszło w niektórych regionach wiejskich. Farmerzy muszą zmagać się z suszą. Wybijają swoje bydło, bo nie są w stanie go wyżywić - relacjonuje wadowiczanka mieszkające w Sydney.
Drugiego stycznia wprowadzono tygodniowy "stan nadzwyczajny". Dzięki temu armia australijska mogła się włączyć do pomocy. Umożliwiło to zmuszenie turystów, którzy znajdują się w regionach zagrożonych, do natychmiastowego wyjazdu.
W internecie uruchamiane są zbiórki pieniędzy. Mają być przeznaczone na pomoc Australijczykom w ratowaniu poszkodowanych, zarówno ludzi jak i zwierząt. Pan Edyta potwierdza, że w obecnej chwili każda pomoc się liczy, a sytuacja może potrwać jeszcze nawet dwa miesiące, czyli do końca australijskiego lata.
Dyskusja: