We wtorek (9.05) w kościele p.w. św. Marii Magdaleny w Wysokiej odbył się pogrzeb 98-letniego Wysoczanina Józefa Młodzianowskiego . Na ostatnie pożegnanie licznie przybyła rodzina, znajomi, sąsiedzi, mieszkańcy Wysokiej.
Podczas homilii ksiądz proboszcz Adam Stawarz dziękował Bogu za dar życia ś. p. Józefa. Przytoczył kilka faktów, m.in. że pochodził z wielodzietnej rodziny (szesnaściorgo rodzeństwa), że ciężko pracował, że postanowił budować swój dom i rodzinę na fundamencie Maryi.
Przypomniał, że w kwietniu b. r. podczas wizytacji parafii, rodzinę ś.p. Józefa odwiedził biskup Jan Zając. Podczas tegoż spotkania pobłogosławił małżeństwo Anny i Józefa, którego staż to ponad 71 wspólnie spędzonych lat. Wspominał jaka panowała serdeczna atmosfera podczas tej wizyty. Ksiądz proboszcz podkreślił jak ś. p. Józef czcił Najświętsze Serce Pana Jezusa, przystępując do spowiedzi i Komunii świętej wynagradzającej w każdy pierwszy piątek miesiąca. Zmarł w pierwszą sobotę miesiąca, zaopatrzony we wszystkie sakramenty. Jego piękne życie w duchu wiary zostało uwieńczone spokojną śmiercią w łasce uświęcającej. Na koniec ks. Adam przytoczył cytat „Nie pytam Cię Boże dlaczego Go zabrałeś, lecz dziękuję, za to, że nam Go dałeś" - opisuje fragment mszy pogrzebowej Marcin Matyjasik.
Bardzo wzruszającą mowę pożegnalną odczytała w kościele wnuczka ś. p. Józefa. Jej wspomnienia wywarły duże wrażenie na żałobnikach, nikt nie krył łez.
Jestem wnuczką, jedyną jaką miał i chcę pożegnać się z dziadziem, dzieląc się z Wami wspomnieniami. O wielu osobach można powiedzieć, że byli dobrzy, ale on był wyjątkowy. Zwykły, prosty, o wielkim i bardzo wrażliwym sercu. Przeżył biedę, wojnę, trudne czasy, pracował przy budowie dróg w naszym powiecie – to on należał do brygady, która wykonała pierwszy gościniec z Wadowic do Przytkowic i dalej. Nigdy nie unikał ciężkiej pracy, znosił i mróz, i upał, pracując przy asfalcie, codziennie chodził do pracy pieszo. Równocześnie, często do nocy, (np. by uchronić zbiory przed deszczem), ręcznie z żoną uprawiał 3,5 hektarowe gospodarstwo: żniwa, orka, sieczenie, zbiory, stajnia, zwierzęta. Zawsze cichy, bez oczekiwań, warunków, skory do pomocy, bezinteresownie pomagał rodzinie, znajomym, sąsiadom w polu i nie tylko, wyręczał. Po ludzku mówiąc, nie wiem, skąd czerpał siły. Przecież to był niesamowity wysiłek – mówiła w czasie mszy wnuczka zmarłego najstarszego mieszkańca Wysokiej.
Dalej zebrani mogli dowiedzieć się o bogobojności śp Józefa i tym jakim był człowiekiem, takim na co dzień, wobec swoich najbliższych.
Nigdy się nie kłócił, nie przeklinał, nie narzekał, nie wdawał się w żadne utarczki słowne, nie obmawiał, nie oszukiwał. Nie wiem, czy istnieje druga taka osoba. W małżeństwie przeżył ponad 71 lat. Babcia zawsze podkreśla, że nigdy nie podniósł na nią głosu, nie obraził, zawsze zgodny, uległy. Nawet gdy mógł zabrać głos uspakajał babcię mówiąc: „Babuś, daj spokój". Nadzwyczajny charakter – opowiadała wnuczka zmarłego.
Wzruszającym momentem mszy była także rozmowa z wnuczki z Józefem.
Minął trzeci dzień jak Cię z nami nie ma. Dla nas wszystkich jest to wielkie przeżycie. W naszym życiu to pierwszy pogrzeb tak bliskiej nam osoby, domownika. Edyta podkreśla, że znała Cię dłużej niż własnego ojca. Mój tata mieszkał z Tobą 44 lata, a w swoim domu rodzinnym z rodzicami w Sidzinie, 22 lata. To dwa razy krócej, dlatego również odczuwa głęboką stratę. Mówi o Tobie, że byłeś nadzwyczajny, taki człowiek woda. Szkoda, że moje młodsze dzieci są zbyt małe, żeby Cię zapamiętać. Michałkowi powiedzieliśmy, że dziadziu jest w niebie z aniołkami. Przemyślenia czterolatka są zaskakujące: opowiedział nam, że dziadziu tam pracuje przy prądzie i będzie do nas błyskał w czasie burzy. Zuzia natomiast wbiegła do pokoi dziadków i swoim zwyczajem minęła prababcię i skierowała się do dziadzia. Pierwszy raz zobaczyła zaścielone łóżko, pusty fotel. Codziennie sprawdza i się dziwi. Mimo swoich dwóch lat też czuje się nieswojo. Dla Konrada matura niestety zawsze będzie się kojarzyć ze śmiercią jedynego pradziadzia, jakiego znał. To jego prawdziwy egzamin dojrzałości, także tej życiowej. Przyszło mu go zdawać w tak trudnym czasie. Niech mimo bólu, który wypełnia jego serce, Bóg da mu siłę, by mógł podołać – opisywała codzienność, która wzruszyła każdego obecnego w kościele.
Po mszy żałobnej ciało zmarłego zostało odprowadzone na cmentarz i złożone w rodzinnym grobie.
{gallery}ZmarlyJozef{/gallery}
Dyskusja: