Jeszcze nie tak dawno temu pisaliśmy o sytuacji, w której na wadowickim SORze nie został przyjęty chłopiec z urazem nogi.
}} Przeczytaj o sytuacji na wadowickim SOR (TUTAJ)
Tutaj dyrekcja szpitala przepraszała za zachowanie swojego lekarza.
Niestety po kilku miesiącach ponownie doszło do sytuacji, co najmniej mało pozytywnej. Jak relacjonuje nam pan Dariusz, mieszkaniec powiatu wadowickiego, w Święto trzech Króli doznał kontuzji kostki.
Wybrałem się z moja córką na poobiedni spacer. W jego trakcie niefortunnie przekrzywiłem stopę co spowodowało ból w kostce prawej nogi. Z uwagi na fakt , iż jestem człowiekiem który wychodzi z założenia że , " jakoś rozchodzę" kontynuowałem spacer z dzieckiem. Po godzinie pobytu w pozycji siedzącej poczułem, że stopa zaczyna boleć , a na dodatek kostka zrobiła się wielkości jajka. Po namowach żony udałem się wraz z nią, gdyż nie byłem w stanie kierować samochodem na oddział SOR w Wadowicach - opisuje sytuację pan Dariusz.
Mężczyzna opisuje dalej historię, której nikt chyba nie chciałby przeżyć. Jak mówi odmówiono mu rejestracji, a o ewentualne przyjęcie musiał osobiście zapytać lekarza dyżurującego. Odesłany, udał się pieszo (!) pod pokój przyjęć i czekał na swoją kolej. W końcu się udało, ale jak mówi pan Dariusz, sytuacja w gabinecie przypomniała mu raczej wątek a la filmy kultowego reżysera Stanisława Barei. Pacjent zapytał czy lekarz go przyjmie.
W odpowiedzi usłyszałem cytuje "ja nie jestem rejestratorką"!!! Udałem że tego nie słyszę powtarzając jeszcze raz że przysłano mnie z rejestracji z pytaniem czy mogę się zarejestrować . Odpowiedź "chirurga" - "jak pan chce" i " aaaa to pan z tym starym urazem" - opowiada Dariusz.
Pacjent był zaskoczony natychmiastową diagnozą. Według relacji pana Dariusza, zadał on pytanie o zasadność tego "wyroku", na co lekarz miał się zdenerwować i wyprosić go z gabinetu grożąc wezwaniem ochrony. Na prośbę o pisemne potwierdzenie zaistniałej sytuacji pacjent miał być odprawiony z kwitkiem.
Opuściłem gabinet chirurga udając się z powrotem do rejestracji, gdzie zastałem dwóch wystraszonych prawie schowanych pod biurkiem pracowników i zażądałem ponownie wydania dokumentu o odmowie udzielenia mi pomocy. W odpowiedzi usłyszałem, że pan rejestrator musi udać się na konsultacje do chirurga celem zapytania czy taki dokument zostanie wydany. Po trzech minutach wrócił w towarzystwie tego człowieka, który stwierdził że dokumentu nie otrzymam i jeśli chce to mogę się zarejestrować. Stwierdziłem, że nie będę ryzykował konsultacji u człowieka, który pięć minut temu prawie nie obrzucił mnie inwektywami z tego powodu, że ośmieliłem się z nim dyskutować, wyrzucając mnie z gabinetu, bo może to grozi trwałym kalectwem - podsumowuje sytuację mieszkaniec powiatu wadowickiego.
Mężczyzna udał się do szpitala w Oświęcimiu. Tam, jak mówi, w krótkim czasie została mu udzielona pomoc. Natychmiast skierowano go do poradni chirurgicznej, a tam lekarz wykonał badania, w których stwierdził skręcenie stawu skokowego. Noga została wstawiona do szyny ortopedycznej i unieruchomiona na co najmniej 9 dni.
Jak informuje nas pan Dariusz jeszcze nikt nigdy go tak nie potraktował. Nie zamierza pozostawić tej sprawy w ten sposób. Już wystosował skargę do dyrekcji szpitala, a także zamierza skierować sprawę do prokuratury.
Zostało wszczęte postępowanie wyjaśniające zgodnie z obowiązującymi procedurami - poinformował nas Józef Budka, dyrektor ZZOZ w Wadowicach, na pytanie o opisana wyżej sytuację.
Dyskusja: