Prokuratura w Wadowicach prowadzi śledztwo w sprawie pożaru, do którego doszło w zeszłym tygodniu w Domu Pomocy Społecznej na ulicy Pułaskiego w Wadowicach. Śledczy zabezpieczyli dowody i wydruki z systemu ochrony przeciwpożarowej, które przekazał śledczym starosta wadowicki Bartosz Kaliński.
Dochodzenie jest prowadzone pod kątem sprowadzenia zagrożenia życia lub zdrowia wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach. Śledztwo prowadzone jest na razie w sprawie, a nie przeciwko komuś - potwierdził nam w piątek (26.06) prokurator rejonowy Jerzy Utrata.
Tymczasem jak dowiaduje się nieoficjalnie portal Wadowice24.pl, z zabezpieczonych materiałów wynika, że feralnej nocy zanim wezwano do DPS straż pożarną doszło tutaj do aż czterech alarmów pożarowych. Czujniki zamontowane w DPS wykryły zadymienie i włączył się alarm, który z kolei został wyłączony. Na razie nie wiadomo, kto go wyłączył i dlaczego straż nie została powiadomiona wcześniej o zagrożeniu.
Dopiero gdy sytuacja zrobiła się naprawdę poważna wezwano strażaków do płonącego DPS. Prokuratura sprawdzi, czy ratowników do pożaru budynku nie wezwano za późno i czy ich wcześniejsza reakcja mogła zapobiec nieszczęściu.
Do zaprószenia ognia doszło w jednym z pokoi na piętrze budynku. Prawdopodobnie od niedopalonego papierosa zapaliło się łóżko, a następnie wnętrza pokoi. Podczas akcji ratowniczej ewakuowano 108 osób, jedna osoba, 83-letni pensjonariusz ośrodka zmarł podczas reanimacji. Pożar zniszczył część piętra budynku oraz windę. Jak wyliczyło starostwo, wartość strat wynosi około 140 tysięcy złotych.
W czwartek (25.06) zarząd powiatu na wniosek starosty Bartosza Kalińskiego przyznał specjalną dotację 100 tysięcy złotych na odbudowę zniszczeń.
Chcemy, by pomieszczenia DPS zostały jak najszybciej przywrócone do porządku. W tej chwili wszyscy pensjonariusze powrócili już DPS na ulicy Pułaskiego. Sprawę nieprawidłowości w ośrodku bada prokuratura i mam nadzieję, że zostaną one szybko wyjaśnione - mówił nam starosta Bartosz Kaliński.
Dyskusja: