W Wiśle w większości grali młodzi chłopcy – mówi trener Beskidu Edward Wandzel. – Mimo że przegraliśmy wyraźnie, nie zawiesili nam jakoś wysoko poprzeczki. Mogę powiedzieć, że bramki traciliśmy na własne życzenie, a nie z powodu dominacji rywala.
W pierwszych 45 minutach Beskid wyprowadzał kontry. Dwukrotnie zamiast przekuć to na choćby strzał... tracił w takich przypadkach gole – w 5 i 45 minucie. Z jednym groźnym strzałem gospodarzy poradził sobie Widawski. Na pewno rezerwy Wisły były piłkarsko lepsze, natomiast przy większej koncentracji przyjezdni nie musieli przegrywać.
Przy stanie 2:0 Beskid stworzył dwie dogodne okazje. Najpierw Senderski zagrał do Gali, który przymierzył w „krótki róg". Bramkarz instynktownie odbił piłkę. Ta ponownie trafiła pod stopę Senderskiego. Tym razem obrońca wybrał innego adresata. Posłał dokładne podanie, idealnie na głowę Tylka, lecz ten nieczysto uderzył głową.
Później znów „poszła" kontra po naszym stałym fragmencie i zrobiło się 3:0. Wszystko przychodziło gospodarzom zbyt łatwo – narzeka trener Beskidu. – Ostatni stracony gol to z kolei zła interwencja naszego piłkarza w polu karnym. Myślę, że za te wszystkie błędy zapłacilibyśmy stratą goli również w niższej lidze. W defensywie zagraliśmy ten mecz karygodnie. Mimo wysokiej porażki czuję niedosyt. Niekoniecznie byliśmy z góry skazani na porażkę.
W kolejnym meczu zapewne nie zagra Marczak, który rozbił łuk brwiowy. Rana wymaga szycia.
Wisła II Kraków – Beskid Andrychów 4:0 (2:0)
Beskid: Widawski – Marczak (32' Kurleto), Dębski, Tylek, Senderski – Gala (79' Kaczorowski), Marczyński (88' Pawełczyk), Sternal – Śliwa (85' Targosz) – Młynarczyk.
(AB), źródło: aksbeskid.pl
Dyskusja: