Tak dużej frekwencji nie było na stadionie w Wadowicach od kilku lat. Wielkie Derby powiatu wadowickiego pomiędzy Skawą, a Beskidem przyciągnęły na trybuny setki kibiców. Dużą część stanowili fanatycy z Andrychowa, którzy przygotowywali się do tego spotkania od kilku tygodni. Wbrew obawom, na stadionie było jednak spokojnie i trzeba pogratulować działaczom wadowickiego klubu, bo wynajęli ochronę i pod względem organizacyjnym stanęli na wysokości zadania.
Kibice Beskidu odpalili co prawda w drugiej połowie race, wywiesili także kilka flag i transparent z napisem: „Wadowice – tutaj wszystko się skończyło", nawiązując do kryzysu Skawy, zarówno pod względem piłkarskim, jak i kibicowskim.
Jak się jednak okazało, nie wszystko się skończyło, bo momentami wadowiczanie pokazali, że potrafią grać w piłkę. Od pierwszego gwizdka arbitra to jednak andrychowianie rzucili się do huraganowych ataków. Po lewej stronie boiska szalał Tomek Moskała, który sprawiał spore kłopoty ustawionemu na prawej obronie Maćkowi Skawinie.
I właśnie mający na koncie ponad 200 meczów w ekstraklasie i jeden występ w reprezentacji Polski piłkarz wywalczył w 20 minucie meczu rzut wolny, który na bramkę zamienił Rafał Piszczek. Błąd przy tym trafieniu popełnili zarówno Krzysiek Gawlik, bo strzał był w środek bramki, jak i piłkarze stojący w murze, przez który przeleciała futbolówka.
W pierwszej połowie Beskid rzadko schodził z połowy Skawy i praktycznie każda sytuacja w polu karnym wadowickiego zespołu pachniała bramką. Tuż przed zejściem do szatni wadowiczanie mogli jednak wyrównać. Na strzał z 25 metrów zdecydował się Gałuszka i pomylił się zaledwie o kilka centymetrów, bo mocno uderzona piłka odbiła się od poprzeczki.
Gała pokazał swoim kolegom z drużyny, że można, a ta uwierzyła w siebie, bo w drugiej połowie oglądaliśmy całkowicie inną Skawę. Nadal przewagę miał Beskid, ale Skawa nie ograniczała się już tylko do obrony. Nagle jednak w rolę głównego bohatera widowiska wcielił się arbiter, dyktując dwa kontrowersyjne rzuty karne.
Pierwszą jedenastkę otrzymali andrychowianie. Wydawało się, że jest już po meczu, ale po strzale Bartłomieja Pająka fenomenalną interwencją popisał się Krzysiek Gawlik. Chwilę później po drugiej stronie boiska w podobnej sytuacji pociągany przez Kaperę za koszulkę był Mateusz Mamcarczyk i sędzia ponownie wskazał na wapno.
Jedenastkę na bramkę zamienił Marcin Brózda, który zadedykował to trafienie swojej córce, pokazując tatuaż z jej podobizną.
Podrażniony takim obrotem spraw Beskid rzucił się do ofensywy. Skawa jednak mądrze się broniła, a przy strzale Radosława Karcza wadowickich piłkarzy uratowała poprzeczka. Do końca spotkania nie padły już żadne bramki i do rozstrzygnięcia tego pojedynku potrzebne były rzuty karne.
Jedenastki lepiej wykonywali andrychowianie, trafiając wszystkie próby. W obozie Skawy pomylił się jedynie Marek Kuzia, którego strzał w prawy róg został obroniony przez Łukasza Chwałkę.
Cieszymy się z tego zwycięstwa, bo wiadomo jak ważny był to mecz dla naszych kibiców. Mieliśmy dużą przewagę i powinniśmy wcześniej strzelić drugą bramkę, aby nie doszło do nerwowej końcówki, bo wiadomo, że karne to loteria. Takie mecze rządzą się swoimi prawami, co pokazały ostatnie mecze w Pucharze Polski na szczeblu centralnym – wyznaje nam trener Beskidu, Krzysztof Wądrzyk.
Pomimo porażki, zadowolony po meczu był także trener Skawy, Paweł Olszowski, który pochwalił swoich podopiecznych za ambitną walkę.
Cieszę się z tego, że na tle bardzo solidnego przeciwnika nie odstawaliśmy aż tak bardzo, jak się można było spodziewać, bo dzielą nas dwie klasy rozgrywkowe. Podeszliśmy ambitnie, wiadomo że tych sytuacji nie mogliśmy stworzyć za wiele, żeby to wygrać. Liczyliśmy rzeczywiście na te karne. Trudno powiedzieć, czy Krzysiek Gawlik popełnił błąd przy pierwszej bramce, bo ta piłka uderzona była z dziwną rotacją, ale później zrehabilitował się, bo obronił karnego. Szkoda tych jedenastek, ale chwała chłopakom, że podjęli walkę. Teraz musimy skupić się na lidze. Swoją drogą, gdybyśmy grali jeszcze jeden pucharowy mecz na przełomie maja i czerwca, to skomplikowałoby nam to sytuację, bo nie mamy aż tak szerokiej kadry – mówił po meczu trener Skawy, Paweł Olszowski.
Puchar powędrował do Andrychowa, ale Skawa postraszyła Beskid i pokazała, że potrafi grać w piłkę. Gdyby wadowiccy piłkarze oddawali takie serce na boisku podczas każdego meczu w okręgówce, nie musieliby martwić się o utrzymanie.
Po ostatnim starciu Skawy z Beskidem w czerwcu 2009 roku andrychowianie awansowali do trzeciej ligi, a w wadowickim klubie rozpoczął się kryzys, który trwa do dzisiaj. Może tym razem sytuacja nieco się odwróci i derbowe spotkanie sprawi, że wadowiczanie uwierzą w siebie i po sześciu chudych latach w obozie Skawy w końcu nadejdą tłuste...
Skawa Wadowice 1:1 (0:1, k. 3:5) Beskid Andrychów
Skawa: Gawlik - Skawina, Brózda, Śliwa, Jurzak, Żuk (88'Talar), Kalinowski, Jończyk (65'Kuzia), Żywczak, M.Gaudyn (65'Mamcarczyk), Gałuszka
Beskid: Chwałka - Piszczek, Jurczak, Kapera, Święs, Adamus, Karcz, Stróżak, Słupski, Moskała, Pająk
{gallery}BeskidSkawa{/gallery}
Dyskusja: