Marcin Płaszczyca: Zacznijmy - idzie pan do polityki nachapać się?
Marcin Gładysz: A zna pan jakiegoś radnego, który się nachapał....
Marcin Płaszczyca: Oj tam, oj tam... mam zacząć wymieniać nazwiska?
Marcin Gładysz: Nie mam pojęcia, ile wynosi dieta. Pamiętam, jak kilka lat temu Zbyszek Jurczak, ówczesny radny, mówił, że ona nie zmieniła się od początku istnienia powiatów. To już będzie 20 lat! Możliwe, że wówczas te pieniądze coś ważyły, dzisiaj to są jakieś drobniaki. Na przysłowiowe waciki.
Marcin Płaszczyca: Powiedzmy to wyraźnie - kandyduje pan do rady powiatu, z listy Kukiz15. Jeszcze raz - po co to panu? Z czym pan tam idzie? Obserwuję to od lat - wszyscy twierdzą, że idą ratować szpital - pan także? A przy okazji - K15? Poważnie?
Marcin Gładysz: Szpital to jest temat na inną rozmowę. Mam dość wyraźnie wyrobiony pogląd na tę sprawę, ale to nie jest moment, żeby o tym mówić. A dlaczego K15? Najpierw muszę wyjaśnić, dlaczego w ogóle, a potem dlaczego akurat ten komitet. Otóż wszyscy od lat mi powtarzają - no dobra, ale skoro ty tyle o tym wiesz, skoro tyle się tym zajmujesz - tak mówią ci przychylni - krytycy w tym miejscu mówią - skoro taki jesteś mądry, to dlaczego nie kandydujesz. Dodają: Idź, działaj, pokaż co potrafisz. Długo odrzucałem tą logikę. Aż dotarło do mnie, że...oni mają rację. No mają i już. Nie można długo być tylko recenzentem, trzeba pozwolić, by to inni recenzowali mnie.
Marcin Płaszczyca: A dlaczego K15?
Marcin Gładysz: Najprostsza odpowiedź jest taka, że to oni pierwsi złożyli mi uczciwą propozycję. Już w ten sam dzień, kiedy zadeklarowałem swój udział ludziom K15, zgłosili się do mnie ludzie z innych komitetów, ale słowo jest słowem. Dałem je i nie cofnę. A poza tym - pan to wie, bo pan o tym pisał - gdzie są inne komitety? Gdzie jest Nowoczesna? Gdzie PO? Skąd ma startować człowiek, któremu nie po drodze jest z PiS, a jednocześnie nie akceptuje burmistrza Klinowskiego, w sytuacji kiedy sam Klinowski zadziałał na zasadzie - wszystkie komitety są nasze i założył sobie trzy?
Marcin Płaszczyca: Nie, nie nie - pan mi tu opowiada swoją historię, tymczasem ja pytam o coś innego - więc jeszcze raz, wyraźnie - już za kilka tygodni będę miał w ręce kartę do głosowania. Dlaczego miałbym postawić znak akurat przy pana nazwisku? Czym pan się różni od tych setek innych kandydatów? Po co idzie pan do rady powiatu?
Marcin Gładysz: Idę odwołać tę wojnę!
Marcin Płaszczyca: ???
Marcin Gładysz: Wadowice tkwią w śmiertelnym uścisku i zwyczajnie się od niego duszą. Konflikt, nie, wojna to lepsze słowo - więc wojna pomiędzy dużym, a małym pałacem - pomiędzy magistratem na Batorego, a w rzeczywistości osobiście, pomiędzy Mateuszem Klinowskim a Bartkiem Kalińskim jest obrzydliwa, żenująca i szkodliwa.
Marcin Płaszczyca: To tylko przymiotniki...
Powiem tak - jestem absolutnie pewny, że nie ma ani jednej osoby w mieście, która nie miałaby tego serdecznie dość! No ludzie, przecież doszło już do tego, że panowie machają nam przed nosem, publicznie, swoimi centymetrami. Obrzydliwość. Z drugiej strony - przecież za tą wojną idą realne straty - ten tamtemu coś zablokuje, tamten temu coś storpeduje, proszę spojrzeć na Sienkiewicza - niby obaj chcą ją wyremontować, ale jednocześnie skaczą koło siebie jak te koguciki, a ważna droga nawet nie tknięta.
Marcin Płaszczyca: Zaraz zaraz, pan najwidoczniej kupił narrację burmistrza o jakimś blokowaniu...
Marcin Gładysz: Stop, panie redaktorze! Ja nie jestem przedszkolanką, nie zamierzam tu rozstrzygać który urwis zaczął. Mówię o realnym i to nie kampanijnym, ale trwającym całą niemal kadencję problemie osobistej wojny pomiędzy dwoma chłopakami. Pan pójdzie, porozmawia prywatnie z urzędnikami w obu urzędach, przekona się pan co oni o tym myślą i jak to wpływa na ich pracę.
Marcin Płaszczyca: No okay, ale pan się chyba zagalopował - chce pan zostać radnym - jak miałby pan jako radny, jak pan to mówi, odwołać tę wojnę? Pan się czasem nie pomylił? To może powinien pan burmistrzem zostać, bądź starostą.
Marcin Gładysz: Nie wiem kto zostanie burmistrzem, ani kto starostą. Ale to właściwie bez znaczenia, bo mam pomysł, jak zapobiec podobnym wojenkom w przyszłości. Otóż jestem bardzo poważnie rozczarowany postawą obu rad. A przede wszystkim obu przewodniczących tych rad. No kurczę! Oni zamiast tonizować, uspokajać obu panów, jeszcze brali w tym czynny udział! Powiatowi wpuszczali Klinowskiego na sesję by ten robił zadymę w sprawie smogu, miejscy piszą jakieś klątwy na starostę - absurd. Obie rady kompletnie nie poradziły sobie z tą sytuacją.
Marcin Płaszczyca: I pan to zamierza zmienić, tak? A może pan powiedzieć w jaki niby sposób?
Marcin Gładysz: Mogę i powiem, o ile pan cierpliwie przez minutę posłucha. Otóż idę do powiatu z taką ideą, z takim pomysłem - rady, miejska i powiatowa, powinny przynajmniej raz do roku obradować wspólnie. Od strony technicznej, prawnej, byłyby to dwie odrębne sesje, ale w jednym miejscu, ze wspólną dyskusją, i co najważniejsze - wspólną uchwałą. Wróć, bo zaraz ktoś mi zarzuci że nie znam prawa - nie tyle wspólną co tożsamą w treści. Uchwałą określającą wspólne przedsięwzięcia miasta i powiatu i z promesą ze strony rad w sprawie zapewnienia środków w budżetach. To plus bieżąca współpraca pomiędzy przewodniczącymi obu rad powinno wystarczyć, żeby i starosta i burmistrz, ktokolwiek by nim nie był, stali pod mocną presją i po prostu robili swoją robotę.
Marcin Płaszczyca: Hmm, szczerze mówiąc słabo to widzę. Uchwała, jak rozumiem intencyjna, będzie - ale co potem? Przecież i tak włodarze zrobią co zechcą.
Marcin Gładysz: Otóż nie! Od przyszłego roku radni dostali do ręki potężne narzędzie - i starosta i burmistrz, prócz zwyczajnego absolutorium, będą musieli składać raporty radom - odpowiednio, o stanie powiatu i stanie gminy. I radni będą głosowali rodzaj votum zaufania - to jest miejsce na rozliczenie właśnie z tego, jak wygląda współpraca i realizacja tych intencjonalnych uchwał. Ryzyko dla włodarzy będzie zbyt duże, by to zlekceważyli - rzecz może się zakończyć nawet ich odwołaniem. Początkowo byłem sceptycznie nastawiony do tego pomysłu, bo to pachniało mi możliwą polityczną obstrukcją - dzisiaj wiem, że mądrze stosowane, to uprawnienie rad może przynieść doskonałe rezultaty. Mądrze stosowane, to słowo klucz . Dlatego tak niezmiernie ważne jest, by przewodniczącymi obu rad zostali ludzie wyważeni i silni.
Marcin Płaszczyca: Zabrzmiało to tak, jakby miał pan na myśli siebie?
Marcin Gładysz: Rzeczywiście, mam na myśli siebie. Idę do tych wyborów z dwójką moich dobrych znajomych, których niezmiernie szanuję i cenię - Renatą Skorczyńską i Bartłomiejem Westwalewiczem. Oczywiście że o wszystkim będzie decydował wynik wyborów. Gdyby okazał się on dla nas korzystny - a wierzę, że tam może być, zwłaszcza patrząc na mizerię i wewnętrzne skłócenie dzisiejszej pisowskiej większości w radzie. Gdyby wynik wyborów na to pozwolił, to uważam że Renata i Bartek idealnie nadają się by objąć funkcje w zarządzie powiatu. Ja natomiast posiadam wszystkie cechy, by zostać przewodniczącym rady. Gdyby tak się to poukładało to wie pan co? My odwołamy tę wojnę!
Dyskusja: