Tuż przed 8. rano w piątek (18.03) kilkudziesięcioosobowa grupa ratowników zebrała się na parkingu przy ul. Sienkiewicza, by w ramach protestu przejść pod budynek starostwa. Ratownicy chcą zarabiać więcej i trudno im się dziwić, bo od lat nie mogą doprosić się uregulowania swoich płac i zrównania ich z pensjami na tych samych stanowiskach w innych powiatach.
Zarabiamy mniej niż nasi koledzy na podobnych stanowiskach z sąsiednich powiatów - mówią protestujący ratownicy w Wadowicach.
W ramach protestu ratownicy przeszli z parkingu przy ul. Sienkiewicza pod budynek Starostwa Powiatowego w Wadowicach. Mieli ze sobą flagi biało-czerwone i transparenty. Protest mia charakter spokojny i raczej cichy, a uczestnicy starali się nie utrudniać życia mieszkańcom. W siedzibie powiatu protestujący wysłali delegację, którą przyjęli przedstawiciele samorządu powiatowego.
Początkowo nie przystąpił do nich wicestarosta Andrzej Górecki, który w czasie choroby starosty jest jego naturalnym zastępcą, ale sekretarz powiatu Beata Geisler. Sytuacja na korytarzach budynku samorządu powiatowego w pewnym momencie zrobiła się gorąca, a dziennikarzy wyproszono z miejsca rozmów.
W końcu jednak wicestarosta Andrzej Górecki i przewodniczący protestujących Tadeusz Dubel usiedli do rozmów. Pełnego porozumienia nie osiągnięto.
Uzgodniliśmy, że starostwo ma teraz 30 dni na znalezienie rozwiązania problemu. W przeciwnym razie znów podejmiemy protest lub wejdziemy w spór zbiorowy z dyrekcją szpitala - poinformował po spotkaniu Tadeusz Dubel.
Czego oczekują ratownicy od władz powiatu, które są organem nadzorującym szpital?
Protestujący chcą, by dyrekcja szpitala zaczęła respektować aneks do regulaminu wynagrodzeń, który jakiś czas temu został sporządzony i zaakceptowany przez związki zawodowe szpitala.
Dyrektor został zobligowany do wprowadzenia nowych zmian w życie. Zgodnie z zapisami z protokołów ze spotkań dyrektora ze związkami Zawodowymi działającymi przy ZZOZ w Wadowicach Dyrektor zapewniał , że będzie rozmawiał z pracownikami , negocjował z nimi wynagrodzenie. Niestety szybko okazało się, że pan dyrektor nie wywiązuje się z zapisów w protokołach- mówią protestujący ratownicy.
Tymczasem dyrekcja szpitala zapewnia, że wszystkie negocjacje ze związkami zakończyły się w styczniu tego roku i na ich podstawie będzie wypłacany tak zwany "dodatek pogotowiany". Ratownicy od lipca dostaną dodatek w wysokości 65 proc. stawki godzinowej za pracę w nocy i 45 proc. za niedziele i święta. Dyrekcja szpitala jednocześnie uważa, że ten dodatek powinien być w ogóle zlikwidowany.
Tymczasem ratownicy z Wadowic chcieliby zarabiać tyle ile ich koledzy z ościennych powiatów. Mogą zrezygnować z dodatków byleby ich pensja zbliżyła się do innych kolegów po fachu. Chodzi o podwyżki rzędu 500-600 zł. W tej chwili duża część ratowników dostaje od 1700-1800 zł pensji za swoją pracę.
{gallery}Ratownicy{/gallery}
Dyskusja: