Za każdym razem do takiej akcji wyjeżdża maksymalny skład ratowniczy, czyli co najmniej 3 samochody gaśnicze. Koszt wyjazdu jednego auta do jednej akcji to, jak obliczyli strażacy, około 600 zł. W kosztach tych zawarte jest m.in. zużycie paliwa, płaca dla strażaków i amortyzacja samochodu.
Jak informuje nas Krzysztof Cieciak, rzecznik prasowy Powiatowej Komendy Państwowej Straży Pożarnej w Wadowicach, od początku roku do gaszenia obiektów, w których włączyła się tak zwana czujka, strażacy wyjeżdżali około 10 razy. Alarmy okazały się jednak fałszywe.
Każda akcja to około 1800 zł. Na terenie powiatu wadowickiego są 22 nieruchomości, których system ostrzegania połączony jest bezpośrednio ze strażą pożarną w Wadowicach.
Od załączenia się alarmu do poinformowania naszego systemu mija od 2 do 5 minut. W tym czasie osoba uprawniona do tego powinna wyłączyć alarm, jeśli okaże się fałszywy. W przeciwnym razie wyjeżdżamy do akcji z maksymalnym zasobem sił - mówi serwisowi Wadowice24.pl rzecznik straży pożarnej.
Strażacy nie ukrywają, że ostatnio takich zgłoszeń jest więcej. Co je powoduje?
Najczęściej okazuje się, że czujka ma jakiś błąd techniczny lub została nieprawidłowo dobrana - mówi rzecznik.
Straż na razie nie decyduje się na procedurę karania za takie sytuacje. Właściciel budynku, w którym czujka włączyła się bezpodstawnie, zostaje poinformowany o konieczności serwisu lub innym dobraniu miejsca instalacji urządzenia. Tak aby ograniczyć w przyszłości alarmy fałszywe.
Zdarzają się także sytuacje, które stawiają część miasta na nogi, w tym i służby ratunkowe, a mogą wynikać z błędów łączności systemu alarmowego pomiędzy miejscami monitoringu i stanowiskiem ratowania w Komendzie PSP. Tak jak to miało miejsce w czwartek w nocy (18.09) pod Centrum Handlowym Jan w Wadowicach, gdzie nagle zjechały wozy strażackie wraz z zastępami, z powodu rzekomego uruchomienia się systemu przeciwpożarowego.
Tuż przed północą samo Centrum Jan było już zamknięte, ale zgodnie z procedurą powiadomiono o alarmie również pracowników, którzy zgodnie z zareagowali na wezwanie straży.
Jak się okazało po sprawdzeniu przez pracowników, to nie w Centrum Handlowym Jan doszło do fałszywego alarmu, ale o dziwo... powodem zamieszania był alarm w znajdującym się o dwieście metrów dalej Centrum Handlowym Filar przy ulicy Putka 2. To tutaj, jak informuje straż, jakiś żartowniś wybił szybkę i nacisnął przycisk dzwonka przeciwpożarowego zamontowany na budynku.
Co ciekawe w tym roku straż pożarna musi dojechać na miejsce zgłoszenia alarmu, nawet jeśli w międzyczasie dowie się telefonicznie, że alarm jest fałszywy. Chodzi o sytuacje, w których zastępy gaśnicze wyjechały już z bazy.
Takie są nowe procedury. Zdarzały się bowiem takie sytuacje, że uprawniona osoba poinformowała o fałszywym alarmie, który później okazał się prawdziwym pożarem i obiekt spłonął- dodaje na koniec rzecznik straży pożarnej w Wadowicach.
Dyskusja: