WADOWICE - Szpital w Wadowicach, tak jak i inne podobne placówki w całym kraju, mierzy się z ogromnym problemem. Nie ma komu pracować. Lekarzy jest mało, a co za tym idzie kolejki na zabiegi czy wizyty są odkładane w czasie. Najgorzej pod tym względem jest w poradniach: neurologicznej, diabetologicznej czy chirurgicznej - ortopedycznej.
Ostatni konkurs na lekarzy do oddziałów ginekologiczno - położniczego, anestezjologii i intensywnej terapii, wewnętrznych, noworodków czy geriatrycznych nie przyniósł przełomu. Udało się wyłonić jedynie nowego ordynatora na ginekologii, którym został lekarz Dariusz Rzepka. Był jedynym chętnym. Pozostałe oferty nie spotkały się z żadnych zainteresowaniem.
Problematyczne pozostają też dyżury lekarza w gabinetach Podstawowej Opieki Zdrowotnej (POZ). Jak wynika z ogłoszenia z dnia 27 sierpnia - nie zgłosił się nikt chętny do pracy, zarówno w zakresie zwykłych świadczeń jak i nocnych i świątecznych (!).
Szpital wymyślił więc, że zachęci młodych lekarzy oferując im m.in. dodatkowe 2 tys. zł do pensji podstawowej. Wszystko w ramach tak zwanego szkoleniowego etatu rezydenckiego.
W tej ofercie poszukiwani są medycy do oddziałów: chorób wewnętrznych, chirurgii ogólnej, urazowej i geriatrii. Łącznie miejsc pracy jest 13.
Dyskusja: