Lepiej poczekać do transmisji telewizyjnej lub wypożyczyć DVD. Do takich wniosków można dojść oglądając amerykańską produkcję pt. "Bóg nie umarł" w reżyserii Harolda Cronka.
Określany jako "najgłośniejszy film religijny ostatnich lat" był wielkim przebojem kinowym w USA. Do 16 kwietnia będzie emitowany także w wadowickim Kinie Centrum.
Temat zacny i dlatego skłania wielu ludzi do wstąpienia do kina. Niestety reżyser poległ na wielu płaszczyznach, zaczynając od obsady po płaską historyjkę, której finał stał się oczywisty już w pierwszych minutach projekcji.
Josh rozpoczyna studia na jednej z amerykańskich uczelni. W pierwszym semestrze trafia na zajęcia z filozofii prowadzone przez fanatycznego ateistę prof. Radissona. Wykładowca już na pierwszych zajęciach każe studentom napisać na kartce słynne zdanie Fryderyka Nietzschego: „Bóg umarł", i złożyć pod nim podpis. Ci, którzy tego nie zrobią mogą zrezygnować z zajęć lub... udowodnić, że Nietzsche się mylił - piszą o filmie jego dystrybutorzy na terenie Polski.
Josh sprzeciwia się tej tezie, chce pokazać, że nauczyciel jest w wielkim błędzie. Musi przekonać zebranych na sali studentów. Jeśli mu się nie uda straci wszystko. I traci, traci tych, których fałszywie na nim zależało, zyskuje za to nowych, szczerych przyjaciół. Ta część fabuły oraz przepiękne fragmenty z Pisma Świętego są chyba najlepiej "nagrane".
Natomiast cała reszta? Profesor grany przez Kevina Sorbo ("Herkules") jest tak nieautentyczny, że w pewnych momentach staje się wręcz karykaturalny, dziecinny. Wypowiadane przez niego argumenty nie mogą w żaden sposób konkurować z postawioną w filmie tezą "Bóg nie umarł". To bardzo spłaszcza całość.
"Źli " bohaterowie w pewnym momencie zaczynają mieć kłopoty, ci "dobrzy" szczęśliwie wychodzą z największych opresji. A wszyscy spotykają się na wielkim koncercie grupy grającej katolicki rock. Oprócz profesora, ale ten wątek lepiej zostawić osobom, które jednak zdecydują się obejrzeć film.
Z wielości wypowiadanych argumentów zapada w pamięci ten wypowiedziany przez nieuleczalnie chorą, nie mającą przez cały film kontaktu z rzeczywistością, matkę profesora, która w pewnym momencie odpowiada na pytanie - dlaczego niewierzącym tak dobrze powodzi się w życiu? Odpowiedź nie była zacytowana żywcem z Biblii, a chora kobieta zapewnia w niej , że to sprawka szatana , który daje się niektórym wybawić, tak by nie musieli zwracać się o pomoc do Boga.
Krytycy filmowi miażdżą ten film, ale ma on też wielu zwolenników, którzy uważają, że filozofia w nim zawarta, choć opowiedziana w "drewniany" sposób jest jednak ważna w dzisiejszym, laicyzującym się świecie.
Dyskusja: