GŁOŚNA HISTORIA PSZCZELARZA Z WADOWIC
Jego historia robi się coraz bardziej głośna. Po tym jak program TVN Uwaga wyemitował reportaż o problemie Mieczysława Jamroza z Wadowic, jego historią zainteresowały się już nie tylko media polskie, ale również zagraniczne.
W jego obronie zamierzają też wystąpić różne organizacje m.in. Polski Związek Pszczelarski, a w ostatnich dniach sprawą zainteresowała się też Fundacja Greenpeace Polska.
Po przeanalizowaniu dostępnych informacji, stoimy na stanowisku, że dobro wszystkich pszczół pozostających przedmiotem sporu powinno zostać potraktowane priorytetowo i należy tę sprawę rozwiązać w sposób, który w pierwszej kolejności pozwoli zabezpieczyć ich los - czytamy w komunikacie Fundacji Greenpeace Polska.
Ekolodzy zapowiadają, że mogą pomóc w rozwiązaniu problemu likwidacji uli, do czego zobowiązał pana Jamroza sąd w Krakowie.
Istnieją rozwiązania, które sprawią, że ani jednej pszczelej rodzinie nie stanie się krzywda. Jako organizacja działająca na rzecz dobrostanu pszczół w Polsce, oferujemy nasze pełne wsparcie logistyczne i pomoc w tej trudnej sytuacji. Przedstawiciele fundacji są w kontakcie z Mieczysławem Jamrozem i jego rodziną i na bieżąco monitorują rozwój sprawy - zapowiada fundacja.
BEZPRECEDENSOWY WYROK, CZYLI ZAGAZOWAĆ PSZCZOŁY
Pan Mieczysław Jamróz ma 82 lata, mieszka w Wadowicach. Jest mistrzem pszczelarskim z 65-letnim doświadczeniem. 30 czerwca tego roku Sąd Okręgowy w Krakowie nakazał, by liczącą 29 uli pasiekę w Jaszczurowej zmniejszył o 23 ule. Ten bezprecedensowy wyrok zainteresował media w całym kraju.
W praktyce oznacza to, że musiałbym zagazować wszystkie te rodziny pszczół. Nigdy tego nie zrobię - tłumaczy nam Mieczysław Jamróz.
Jego problemy zaczęły się 8 lat temu, gdy został wysiedlony z Mucharza i przeniósł swoje ule na rodzinne działki, w oddalonej o kilka kilometrów Jaszczurowej. To nie spodobało się jego sąsiadom.
9 osób wniosło do Sądu Rejonowego w Wadowicach powództwo przeciwko niemu uzasadniając, że przez pszczoły pana Jamroza pogorszyły się warunki życia na ich gospodarstwach.
W sądzie tłumaczyli, że wlatujące do domów i ogrodów pszczoły zatruwają im życie, a część z nich jest uczulona na jad pszczeli. Przez 8 lat procesu nie było jednak ani jednej sytuacji, która zakończyłaby się interwencją lekarską.
W pierwszej instancji Sąd Rejonowy w Wadowicach oddalił powództwo 9 sąsiadów pana Jamroza uznając, że pszczoły wykonują pożyteczną pracę i są częścią natury, ale niestety dla wadowiczanina Sąd Okręgowy w Krakowie w apelacji zmienił wyrok uznając rację sąsiadów.
SĄD NAJWYŻSZY MOŻE SKASOWAĆ WYROK, ALE...
Po tym wyroku sądu jedynym ratunkiem dla jego pszczół jest skarga kasacyjna. W tej sprawie mogą ją złożyć jedynie Prokurator Generalny lub Rzecznik Praw Obywatelskich.
Co ciekawe mimo iż od wyroku upłynęło już trochę czasu pszczelarz nadal nie ma jego uzasadnienia.
Do dziś nie otrzymałem uzasadnienia tego wyroku. Chciałem złożyć skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego, ale w tej sytuacji nie mam takiej możliwości. Na pewno się nie poddam. Z całego kraju płyną słowa otuchy, znaleźli się też prawnicy, którzy zaoferowali pomoc - powiedział nam w środę (9.09) Mieczysław Jamróz.
}} TUTAJ: Zobacz reportaż TVN Uwaga p.t. "Kto uratuje pszczoły"
Dyskusja: