Kraków to zatem kolejne miasto po Warszawie czy Białymstoku, gdzie po pracach historyków analizujących dokumenty przyszła kolej na archeologów i antropologów. Miejmy nadzieję, że z czasem akcja przywracania pamięci i godnego pochówku narodowych bohaterów zejdzie także do mniejszych ośrodków – w tym Wadowic.
Czeka tu na odnalezienie doczesnych szczątków i godny pochówek por. Mieczysław Wądolny „Żbik", „Granit", „Mściciel", ale także co najmniej kilku jego żołnierzy i następców. A być może niektórzy z nich odnalezieni zostaną właśnie w bezimiennych i wielokrotnie sprofanowanych grobach na krakowskich Rakowicach?
Ruch Oporu bez wojen i dywersji
II wojna światowa – rozpoczęta najazdem hitlerowsko-sowieckim na Polskę we wrześniu 1939 r. – zakończyła się dla pierwszego napadniętego kraju niekorzystnie. Co prawda pokonano i ukarano jednego z agresorów, Niemcy, ale za to drugi agresor, sowiecka Rosja, nie tylko znalazł się w obozie zwycięzców, ale wręcz dyktował w nim warunki. W dodatku okupował nie część ziem polskich, jak to było po agresji z 1939 r., ale całość, którą postanowił urządzić na swoją modłę i podobieństwo.
Przywódcy polskiego podziemia niepodległościowego, jeszcze w początkach 1945 r. żywili się nadziejami na interwencje sojuszników zachodnich w sprawie Polski – jeżeli już nie granic, to przynajmniej niepodległości. Jednak wobec bezwolności Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej a także brutalności represji komunistycznych w Polsce stanęli przed koniecznością zmiany formuły i form oporu. W miejsce rozwiązanej Armii Krajowej pojawiła się najpierw organizacja „Nie" (od słowa Niepodległość), następnie Delegatura Sił Zbrojnych, a po jej likwidacji – wskutek komunistycznej „amnestii" z sierpnia 1945 r. i równoczesnych prowokacyjno-destrukcyjnych działań NKWD i „polskiej" bezpieki – postanowiono powołać organizację o charakterze nie militarnym, a społeczno-politycznym i informacyjnym, którą nazwano Ruchem Oporu bez wojen i dywersji – Zrzeszeniem „Wolność i Niezawisłość". Miała ona na celu obserwowanie rozwoju wydarzeń w zniewolonej Polsce i informowanie wolnego świata o skali komunistycznych represji.
Rozwój wydarzeń w okupowanej Polsce pokazał, że komuniści z taką samą nienawiścią i zajadłością traktowali i tępili zbrojną działalność niepodległościową jak też społeczno-polityczną, propagandową i informacyjną. W efekcie więzienia wypełniały się kolejnymi grupami działaczy i żołnierzy, których jedyną winą były walka o prawdę i o wolność Rzeczypospolitej. Zarówno zbrojna jak i – z czasem coraz częściej – publicystyczna i propagandowa.
Jednak mimo nowej formuły działań niepodległościowych bez wojen i dywersji, czyli z unikaniem militarnej konfrontacji ze znacznie silniejszym przeciwnikiem, niemożliwym było całkowite zlikwidowanie oporu zbrojnego. Zresztą sami komuniści wszelkimi metodami starali się nie dopuścić do całkowitej likwidacji uzbrojonych oddziałów podziemia. Ich istnienie „usprawiedliwiało" bowiem stosowane represje i uzasadniało konieczność zaostrzania form walki i pacyfikacji, a zatem pozwalało na dalsze podbijanie i niszczenie okupowanego kraju.
Represje, zwłaszcza jeżeli dotykały byłych żołnierzy podziemia, często zmuszały ich do ucieczki, ukrywania się i nader często do powrotu do lasu, gdzie odradzały się oddziały zbrojne a ich działalność nasilała.
W procesie kierowanego przez podpułkownika Franciszka Niepokólczyckiego II Zarządu Głównego Zrzeszenia WiN, zwanym od miejsca przeprowadzenia procesem krakowskim – na ławie oskarżonych posadzono m.in. podpułkownika Alojzego Kaczmarczyka używającego pseudonimów „Dąbrowa", „Karwowski", „Rozmaryn", „Wacław", „Władysław" i „Zośka" kierownika Komórki Doradztwa Politycznego Obszaru Południowego i Kierownika Doradczego Komitetu Politycznego przy II ZG WiN oraz majora Waleriana Józefa Tumanowicza „Jagra", „Jagodziński", szefa Wydziału IV (tzw. Akcja „Ż") obszaru Południowego Delegatury Sił Zbrojnych a następnie Zrzeszenia WiN.
Kryptonim „Ż" przyjęty był od nazwiska stalinowskiego marszałka LWP Michała Żymierskiego (prawdziwe nazwisko Łyżwiński) a akcja „Ż" dotyczyła propagandowego oddziaływania patriotyczno-niepodległościowego na „ludowego" WP. W procesie krakowskim kary śmierci otrzymało 9 osób – oprócz dwóch wcześniej wspomnianych także Edward Bzymek-Strzałkowski, Jan Kot, Mirosław Kowalski, Wiktor Zbigniew Langner, Franciszek Niepokólczycki, Józef Ostafin i Eugeniusz Ralski. Wobec sześciu z nich karę złagodzono bądź na mocy przepisów amnestyjnych, bądź też decyzją Bolesława Bieruta. Trzech stracono 13 listopada 1947 r. Obok dwóch wspomnianych i prawdopodobnie odnalezionych trzecim był kpt. Józef Ostafin, pochodzący z Sułkowic k. Myślenic współpracownik A. Kaczmarczyka w Komórce Doradztwa Politycznego Obszaru Południowego a później w Doradczym Komitecie Politycznym przy II ZG WiN. Być może uda się odnaleźć także jego szczątki.
Rakowicka specyfika
Niestety poszukiwania i kwerendy w Krakowie są w wielu wypadkach znacznie bardziej utrudnione, niż na warszawskiej „Łączce" znanej jako Kwatera „Ł". Prowadzi je współpracujący z kierowanym przez dra hab. Krzysztofa Szwagrzyka Samodzielnym Wydziałem Poszukiwań IPN historyk Marcin Kasprzycki z Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN. W Krakowie proces anonimizacji i zacierania śladów zmarłych doskonalono już od początku dokonywanych pochowań.
Zamordowanych czy poległych grzebano pod fałszywymi nazwiskami, z wpisaniem do cmentarnych ksiąg nieprawdziwych dat i okoliczności śmierci. Już w latach 60. XX w. rozpoczęto przekopywanie grobów i systematyczne pochówki nowych zmarłych, nierzadko podobnie jak w Warszawie dawnych oprawców, ale również przypadkowych osób, na miejscach wcześniejszych grobów żołnierzy niepodległości. Ten proceder, bo trudno nazwać naturalnym procesem zaplanowane zacieranie śladów, trwał przez kilkadziesiąt kolejnych lat. Sprawę komplikuje dodatkowo fakt, że od wiosny 1947 r. ciała poległych czy straconych żołnierzy Polski Podziemnej przekazywano do Zakładu Anatomii Opisowej UJ, gdzie służyły dla badań i doświadczeń. Dopiero później – już ze zmienionymi danymi personalnymi – chowano je, z reguły po kryjomu, nocą, na cmentarzu przy ul. Prandoty.
I tak ppłka Kaczmarczyka pochowano pod nazwiskiem Alojzego Słapaka zaś mjra Tumanowicza jako Waleriana Zachariasiewicza. N ślad udało się trafić dzięki informacji, że ich ciała przekazano do pochowania wraz z ciałem 12-letniej dziewczynki. Ale sytuację komplikuje dodatkowo fakt, że szczątki z tego grobu przemieszczono i częściowo zdekompletowano, gdy w latach 1970-72 grób przekopano dla kolejnych pochówków. Śledztwo w sprawie zbrodni komunistycznej fizycznego i psychicznego znęcania się nad oficerami WiN prowadzi naczelnik Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu prokurator Waldemar Szwiec który podkreśla, że „chowając ciała w bezimiennej mogile chciano zatrzeć ślady zbrodni komunistycznej". Zaś naczelnik OBEP dr Maciej Korkuć dodaje, że „UB zrobiło wszystko, żeby wszelki ślad po nich zaginął. A my zrobimy wszystko, żeby udaremnić ten plan."
Gdzie pochowano wadowickich Żołnierzy Niezłomnych?
Na głównej krakowskiej nekropolii chowano także Żołnierzy Wyklętych walczących na Ziemi Wadowickiej. W świetle tak jednoznacznych wypowiedzi badaczy i prokuratorów z IPN możemy zapewne liczyć na odnalezienie miejsc pochówków, a więc także szczątków ppor. Mieczysława Kozłowskiego „Żbika", "Błyska", „Bunta", dowódcy oddziału partyzanckiego z wadowickiego batalionu „Włócznia" Narodowego Zjednoczenia Wojskowego a następnie Armii Polskiej w Kraju, oraz jego podwładnych Ludwika Kłuski „Wigury", Mariana Misiaka „Anioła", Antoniego Mrowca „Jamy", Czesława Olmy „Biegłego". M. Kasprzyckiemu udało się już ustalić prawdopodobne miejsce pochowania M. Kozłowskiego i straconych wraz z nim M. Misiaka oraz Tadeusza Kościelniaka, żołnierza Zgrupowania majora „Ognia" Józefa Kurasia.
Wszyscy trzej zamordowani zostali 17 stycznia 1947 r. w więzieniu Montelupich i pochowani na Cmentarzu Rakowickim 20 stycznia. Niestety, miejsce ich pochówku zostało w 1968 r. przekopane, jako przekazane pod nowy pochówek. Z kolei L. Kłusko, A. Mrowiec i C. Olma straceni zostali 8 listopada 1946 r. Ponad miesiąc wcześniej, 30 września 1946 r. zamordowano w Krakowie Józef Najdka „Orlika" z Jachówki, żołnierza oddziału partyzanckiego „Błyskawica" dowodzonego przez ppor. Michała Dudonia „Wichra" a później sierż. Franciszka Łuczaka „Wróbla", także podległego dowództwu wadowickiego batalionu APwK. Wszyscy wymienieni również prawdopodobnie pochowani zostali na Rakowicach.
Tam również należy szukać miejsca pogrzebania plut. pchor. Stanisława Lubicz-Wróblewskiego „Dana", żołnierza krakowskiego „Kedywu" i „Żelbetu" a następnie oddziału partyzanckiego APwK „Burza" por. Mieczysława Wądolnego „Żbik", „Granit" „Mściciel", straconego 31 lipca 1947 r. A także Stanisława Sali „Smitha" z Osielca, kierującego organizacją WiS – „Wolność i Sprawiedliwość" znaną także jako Podhalańska Grupa Operacyjna Wojska Polskiego im. Józefa Piłsudskiego, straconego 24 czerwca 1949 r. i wreszcie Marka Kublińskiego z Makowa Podhalańskiego, skazanego za działalność w młodzieżowej organizacji niepodległościowej i zamordowanego 4 października 1950 r.
Na Rakowicach chowano także zmarłych w ubeckich katowniach oraz poległych czy zmarłych wskutek akcji UB. Dzięki pracom M. Kasprzyckiego wiadomo już dzisiaj z dużym prawdopodobieństwem, gdzie pochowano ciało Jana Sałapatka „Orła", żołnierza Oddziału „Błyskawica" a następnie dowódcy Grupy Operacyjnej „Zorza" działającej jako samodzielny oddział po likwidacji przez bezpiekę struktur APwK. Ciężko ranny podczas próby ujęcia przez bezpiekę, J. Sałapatek zmarł w krakowskim szpitalu więziennym 29 stycznia 1955 r. i 3 lutego pochowany został na Rakowicach. Prawdopodobnie trafiły tam także ciała najdłużej walczących na Ziemi Wadowickiej żołnierzy plutonu „Wisła" oddziału „Burza" – sierżanta Mieczysława Spuły/Spóły „Felusia" i plut. Kazimierza Kudłacika „Zenita" skrytobójczo zamordowanych w czerwcu 1949 r. przez kryminalistę-zbrodniarza w służbie UB, oraz poległych w sierpniu 1954 r. Władysława Hajdyły i Stefana Króliczaka vel Króliczka „Dzika" z oddziału „Huragan"/"Churagan".
Jeżeli nie na Rakowicach...?
Istnieją jednak hipotezy, że przynajmniej niektórych żołnierzy podziemia poległych czy zamordowanych zwłaszcza w pierwszych dwóch latach walki – jak eufemistycznie określili to później komuniści, „o utrwalenie władzy ludowej" – chowano na terenach walk czy w miejscowościach będących siedzibami Powiatowych Urzędów Bezpieczeństwa Publicznego. Dlatego możliwym jest, chociaż trudnym do weryfikacji, że wspomnianych wcześniej żołnierz poległych na Ziemi Wadowickiej pochowano w Wadowicach – na miejscowym cmentarzu bądź na dziedzińcu PUBP.
To ostatnie miejsce było dla funkcjonariuszy bezpieki o tyle dobre i pewne, że postronne osoby nie miały doń dostępu, zaś oni sami w codziennych czynnościach skutecznie wyrównywali nierówności terenu powstałe po wykopaniu grobu – jeżeli można tak nazwać owo profanujące przeciwników miejsce spoczynku – chodząc po nim i jeżdżąc samochodami czy motocyklami.
W dokumentach operacyjnych wadowickiego PUBP udało się odnaleźć informację dotyczącą pośmiertnych losów por. Mieczysława Wądolnego „Żbika", „Granita", „Mściciela". Kierownik Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego mjr Jan Olkowski informuje w nim szefa Wojskowej Prokuratury Rejonowej w Krakowie majora Oskara Karlinera, że „ciało Wądolnego pochował PUBP Wadowice" po akcji przeciwko jego oddziałowi. A skoro PUBP Wadowice, to nie w Krakowie, ale w Wadowicach, czy przynajmniej na obszarze działania tego organu. A zatem gdzie? Na cmentarzu? Jeżeli tak, to na którym? A może jednak na dziedzińcu Urzędu Bezpieczeństwa?
Śledztwo w tej sprawie – jak też innych zbrodni komunistycznych popełnionych na terenie Ziemi Wadowickiej oraz zacierania ich śladów – prowadzi prokurator Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN w Krakowie Marek Kowalcze. Trudna przed nim droga do ustalenia prawdy, ale przecież nie niemożliwa. Zatem kolejny apel do czytelników, mieszkańców Wadowic, świadków czy uczestników tamtych wydarzeń. Tak, uczestników również, bowiem nawet w dawnych funkcjonariuszach bezpieki może odezwać się sumienie i być może zechcą przekazać informacje, pozwalające na ustalenie prawdy? Przez zwyczajny szacunek dla szczątków człowieka, którego jedyną winą i zbrodnią było, że walczył o Niepodległą Polskę.
Michal Siwiec-Cielebon
Dyskusja: