Obecnie pojawiła się szansa na prawidłowe, proceduralne i ludzkie wyjaśnienie tej sprawy. Od trzech lat trwają prace dokumentacyjno-śledcze prokuratora oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu – Instytutu Pamięci Narodowej oraz badania archeologiczno-etnologiczne na miejscu egzekucji w tzw. Glinniku położonym w krakowskich Przegorzałach.
Czy uda się zidentyfikować szczątki pochowanych? Czy uda się wśród nich zidentyfikować szczątki W. S. Bałysa i grupy wadowiczan wraz z nim zamordowanych: Stefana Boryczki, Jana Dudonia, Mojżesza Melmana, Józefa Wąsika, Stefana Węgrzyna?
Tu ważna rola przypada rodzinom – rodzeństwu, ich potomkom. Oczywiście, jeżeli są. Bo obecnie identyfikacja ofiar zbrodni możliwa jest nawet po wielu latach dzięki kodowi DNA a jego wyizolowanie pozwala na precyzyjne ustalenie tożsamości człowieka. W tej sprawie, podobnie jak na warszawskiej „Łączce" zwanej kwaterą „Ł", badania historyczne zazębiają się z badaniami archeologicznymi i kryminalistycznymi, dając prawdziwie nowoczesny interdyscyplinarny i jakże humanitarny efekt w postaci przywrócenia pamięci i tożsamości bezimiennym ofiarom pochowanym w nieoznaczonych mogiłach.
PRELUDIUM
Niemcy wkroczyli do Wadowic 4 września 1939 r. około godziny 9.15. Zajęli miasto bez walki, bez ekscesów. Wyznaczyli osoby odpowiedzialne za spokój i bezpieczeństwo hitlerowskich żołnierzy. W razie jakichkolwiek strzałów czy zamachów - kara śmierci. Miasto było oniemiałe i częściowo wyludnione. Większość mężczyzn w wieku do 50 lat już wcześniej zmobilizowano do WP. Walczyli w różnych formacjach i armiach przeciw najeźdźcom. Na tzw. uciekinierkę względnie ewakuację opuściło Wadowice według szacunkowych danych i informacji ponad 30 procent mieszkańców, w tym prawie wszyscy Żydzi, rodziny urzędników oraz wojskowe. Ale także mnóstwo zwykłych cywilów, wystraszonych pogłoskami o hitlerowskich barbarzyństwa. Dla wielu z nich tułaczka trwała nawet kilka miesięcy.
Działania wojskowe w Polsce ustały na początku października 1939 r. Część powołanych do wojska czy wygnanych wojną powracała do rodzinnych domów. Także w Wadowicach życie wracało do normy – przynajmniej pozornie. Bo ludzie starali się żyć jak przed wojną, a okupanci starali się wprowadzić i stworzyć pozory, że tego oczekują i takie życie jest możliwe. Nie było jeszcze egzekucji, tym bardziej masowych, nie było w Wadowicach i okolicy wysiedleń, wywózek na przymusowe roboty do Niemiec etc. Obóz koncentracyjny KL Auschwitz w nieodległym Oświęcimiu miał powstać dopiero wiosną-latem przyszłego roku a złowrogą sławę osiągnąć w latach kolejnych.
Ale przecież już w jesieni przypadała kolejna rocznica wskrzeszenia Polski po półtora wiekowej niewoli zaborów. Rocznica chwalebna i jakże ważna w aktualnej sytuacji Polaków. Wśród społeczeństwa wiele było gorzkiej refleksji o nietrwałości niepodległej Polski – zaledwie 20 lat. Wiele goryczy, żalu, pretensji. Nie zawsze słusznych, ale niewątpliwie zżerających dusze. Ci którzy myśleli z nadzieją o przyszłości, o odzyskaniu wolności, o walce o nią wszelkimi dostępnymi – nie tylko militarnymi – środkami nie byli jeszcze zbyt liczni.
Co prawda w Wadowicach już pod koniec października 1939 pojawiły się pierwsze zalążki konspiracji zorganizowanej, ale regularne struktury podziemnego państwa były jeszcze odległą czasowo przyszłością. Wprawdzie we Francji organizowały się zalążki władz państwowych na uchodźstwie i nowej Armii Polskiej, ale to było daleko a dostanie się tam bardzo trudne. Nie brakło wszak odważnych, którzy przez „zielone granice" Słowacji, Węgier, Jugosławii wędrowali ku tej wymarzonej polskiej sile zbrojnej, jednak większość społeczeństwa pozostawała na miejscu. I tym należało dać otuchę i nadzieję.
ARTYSTA I JEGO KRĘGI
Wincenty Stanisław Bałys urodził się w Tomicach 6 października 1906 roku. Dzieciństwo i młodość spędził na wadowickim Podstawiu, gdzie dorastał w małej słomą krytej chacie, a wraz z nim dojrzewał wielki talent artystyczny i nieprzeciętna wrażliwość. Wrażliwość ludzka ale także ciekawość opinii innych i poszukiwanie wspólnoty.
Wrażliwość wobec losów ludzi, wobec trudów życia ale także wobec losów wspólnych zbiorowości, jaką były społeczeństwo i Ojczyzna. Nie edukowany w gimnazjum, acz ponadprzeciętnie uzdolniony, po ukończeniu pięciu klas Szkoły Męskiej im Marcina Wadowity kształcił się dalej jako student nadzwyczajny w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, m.in. u tak wybitnych rzeźbiarzy jak Konstanty Laszczka i Xawery Dunikowski.
Po powrocie do Wadowic w 1932 r. pracował artystycznie rzeźbiąc, malując i projektując. Wiele z jego dorobku zachowało się do dzisiaj, ale równie wiele uległo zniszczeniu z powodu wojny i upływu czasu. A także przez wieloletnie powojenne zapomnienie czy lekceważenie tego świetnego artysty z Wadowic. Korzystał w owych przedwojennych latach z pewnego mecenatu Emila Zegadłowicza oraz innych przedstawicieli wadowickiej inteligencji.
W Gorzeniu spotykał się ze znanymi i już powszechnie uznanymi artystami, jak Zbigniew Pronaszko, Vlastimil Hofman, Wojciech Weiss, Józef Pieniążek czy Ludwik Misky. Był wśród nich jednym z młodszych, ale chłonął wszelkie opinie i refleksje, rozwijając się intelektualnie. A co najważniejsze, jego po chłopsku prosta wrażliwość, mimo pewnego zahartowania w zderzeniu z trudnościami życia, a może właśnie dzięki owemu zahartowaniu, nie ulegała tak modnym wśród niektórych inteligentów rozmaitym „izmom", w tym cynicznemu relatywizmowi i lewicowym urojeniom przymusowej powszechnej i równej szczęśliwości, jako jedynemu ratunkowi i lekowi na wszelkie zło tego świata.
Niewątpliwie Wicek Bałys doceniał fakt, że jest uznawanym i szanowanym człowiekiem wśród przedstawicieli nie tylko wadowickiej inteligencji i świata artystycznego. Jednak nie starał się zamknąć w tym kręgu. Bardzo ciekawiło go zdanie ludzi młodych, nierzadko młodszych prawie o pokolenie, wykształconych już w wolnej Polsce. Poszukiwał u nich zrozumienia ale także propozycji zmierzających do poprawy trudnego bytu prostych ludzi, do lepszej przyszłości państwa.
Nie mając sam wykształcenia gimnazjalnego chłonął od nich także okruchy wiedzy podawanej w programie nauczania czy refleksji o niej. Tak powstała nieformalna grupa dyskusyjno-towarzyska zwana „Klubem pod trumienką". Z młodymi wadowiczanami spotykał się bowiem Bałys w lokalu Elżbiety Liszniew przy ul. Tatrzańskiej, a żartobliwa nazwa powstała z racji sąsiedztwa tegoż wyszynku z zakładem pogrzebowym Tomasza Hatłasa, obok wejścia do którego na ścianie przymocowana była mała trumna.
Te dyskusje, długie wieczorne Polaków rozmowy, nierzadko gorące i zażarte, wspominali później Antoni Motłoch (także artysta malarz) czy Rudolf Kogler, nieformalni liderzy gimnazjalistów zwanych wtedy „grupą młodych". Uczestniczył w nich także Karol Wojtyła, chociaż w odróżnieniu od większości kolegów, sączących wino, nie używał alkoholu, ale pił herbatę lub lemoniadę. Uczestnikami dyskusji byli także m.in. S. Węgrzyn i J. Wąsik. Te dyskusje także kształtowały postawę Wincentego Bałysa, ale również postawy i zachowania jego młodszych interlokutorów. A powstałe więzi przetrwały mimo ukończenia przez większość z „młodych" gimnazjum i wyruszenia w dalszą drogę życiową. Niektóre z tych kontaktów czy więzi były dla nich bardzo istotne. Karol Wojtyła wspominał Wicka i modlił się za niego nie znając jego losów wojennych. Pisze o tym Marta Burghardt w swojej książce „Nieznany przyjaciel Karola Wojtyły. Wincenty Bałys". Przetrwały aż do tragicznego końca.
APOGEUM
Ponury początek hitlerowskiej okupacji w małym miasteczku przygnębiał wielu. Zwłaszcza wśród inteligencji rodziła się refleksja, że tak nie może zostać. Rodziło się zarzewie buntu. Także w kręgu Wincentego Bałysa i jego młodych przyjaciół pozostających w Wadowicach dyskusje zaczęły przechodzić od pytania „co robić?" do pytania „jak robić?" i w ślad na tym do próby czynu. A właśnie w tym czasie, w październiku 1939 r. pod okupacją hitlerowską wprowadzono nową granicę i część ziem polskich – w tym Wadowice – postanowiono wcielić do III Rzeszy, zaś pozostały obszar okupowany przez Niemców nazwano Generalnym Gubernatorstwem dla zajętych ziem polskich.
Natomiast pod okupacją sowiecką zaproponowano ludności „referendum" za przystąpieniem nazwanych Zachodnią Białorusią i Zachodnią Ukrainą okupowanych ziem polskich do Związku Sowieckiego. Propozycje okupantów, mimo ogromnego szoku społeczeństwa wywołanego przegraną kampanią wojenną, musiały budzić zdecydowany sprzeciw. Skoro nie akceptujemy faktu okupacji naszej ojczyzny, skoro nie wszyscy mogą udać się do powstającej z dala od Polski armii, skoro Niemcy (u nas) wspólnie z Sowietami (na terenach wschodnich) coraz bardziej usiłują podporządkować podbite polskie ziemie i społeczeństwo, trzeba działać.
Trzeba przypominać i uświadamiać społeczeństwu, że to tylko okupacja. Że Polska powróci, odrodzi się, powstanie... Nawet, jeżeli stanie się to po 50 latach. Tę postawę zdefiniował później Jan Paweł II jednym wezwaniem „Ducha nie gaście". Niewątpliwie takie właśnie były przemyślenia młodych ludzi z „Klubu pod trumienką" – nie dać umrzeć duchowi, polskiej duszy, nadziei Polaków. Pamiętać i pamięć podtrzymywać. Bo przecież nadzieja umiera ostatnia.
Grupa gimnazjalistów i absolwentów utrzymujących kontakt z Bałysem także pragnęła działać. Słuchali nadawanych przez radio francuskie audycji w języku polskim. Spisywali informacje czy komunikaty wojenne i rozwieszali na drzewach oraz słupach ogłoszeniowych. W przededniu Święta Niepodległości przygotowali ulotki przypominające o Polsce, Marszałku Piłsudskim i nadchodzącej rocznicy – oczywiście nawołujące rodaków do wytrwania i przetrwania.
Niestety, rozlepiający je na ogłoszeniowych słupach i rozwieszający na drzewach Stefan Boryczko ujęty został (według jednych relacji 10 listopada według innych już 11 o świcie) przez niemieckich policjantów. Nie wiadomo, czy obserwowany był wcześniej, czy był to przypadek. Jeszcze tego samego dnia policjanci aresztowali także Józefa Wąsika w Zawadce a w samych Wadowicach Jana Dudonia, Mojżesza Melmana, Stefana Węgrzyna i oczywiście Wincentego Bałysa.
FINAŁ PIERWSZY
Prawie od razu przewiezieni zostali do Krakowa – jeszcze nie było ostatecznie rozstrzygnięte, czy Wadowice pozostaną w Rzeszy czy w GG i jeszcze nie było granicy, ustalonej później ostatecznie na Skawie – gdzie poddani zostali brutalnym przesłuchaniom. W pierwszych dniach grudnia w Wadowicach aresztowano została kolejna piątka młodych ludzi związanych z grupą Bałysa, m.in. Juliusz Zończyk. Ostatecznie śledztwo zakończono w połowie grudnia i grupa wadowiczan szybko stanęła przed niemieckim sądem specjalnym tzw. sondergericht.
Według dostępnych danych wszyscy ujęci w listopadzie skazani zostali na karę śmierci, zaś aresztowani w grudniu na wieloletni pobyt w więzieniach, a w efekcie w obozach koncentracyjnych.
O świcie 22 grudnia (według niektórych informacji w Wigilię czyli 24 grudnia) 1939 r. z więzienia Montelupich (a być może także z więzienia św. Michała przy ul. Senackiej 3) do Przegorzał, w rejon dawnego wyrobiska gliny dla cegielni Finkelsteina wywieziono co najmniej kilku skazanych. Tam stracono ich i pogrzebano w bezimiennej i nieoznaczonej mogile. Jednej z wielu. Mieli to być m.in. Wincenty Bałys i jego współtowarzysze. W ten sposób próbowano zamordować polskie nadzieje, polską pamięć. Gasić ducha Polaków.
CZY WRESZCIE PRAWDZIWY FINAŁ?
Od 2013 roku w krakowskim Glinniku, niekiedy zwanym także Glinikiem, trwają prace archeologiczne. Mają one na celu określenie obszaru dokonywanych zbrodni, w miarę precyzyjne zidentyfikowanie liczby ofiar a, jeżeli będzie to możliwe, także ich tożsamości. Dlaczego tak późno? Historię miejsca i pamięci o nim przypomniał na łamach „Kuriera Zwierzynieckiego" pisma lokalnego Rady Dzielnicy VII Marcin Kapusta, radny tej dzielnicy i równocześnie kierownik referatu w Oddziałowym Biurze Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów krakowskiego IPN. W kilku numerach „Kuriera" zrelacjonował on także prowadzone prace oraz pojawiające się w związku w nimi hipotezy badawcze.
Po raz pierwszy ofiarom egzekucji oddano hołd już w 1946 i 1947 roku. Obywatelski Komitet Opieki nad Grobami Poległych i Pomordowanych w Przegorzałach postulował wtedy wykupienie działek, na których dokonywano egzekucji, od prywatnych właścicieli, z przeznaczeniem pod przyszły cmentarz. I władze wykupiły wtedy część działek. Niestety, według dostępnych obecnie informacji nie wszystkie, które powinny zostać wykupione. Natomiast pierwsze stałe upamiętnienie miejsca egzekucji pojawiło się z Glinniku dopiero w 1956 r., gdy postawiono tam pamiątkowy głaz granitowy.
Pierwsze śledztwo w sprawie zbrodni popełnionych w Przegorzałach prowadzone było już w 1949 r. przez prokuratora Wincentego Jarosińskiego z Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Krakowie. Niestety, panujące stosunki polityczne sprawiały, że nie ważne było ustalenie liczby ofiar, ich tożsamości, czy też okoliczności egzekucji. Wystarczał sam fakt stwierdzenia masowej zbrodni hitlerowskiej. Z przyczyn propagandowych. Ewentualne precyzyjne wyliczenia liczby ofiar – a tym bardziej nazwisk – mogłoby bowiem niektórym dać asumpt do zadawania pytań, ile osób zginęło np. w Katyniu i kto to był? Ale mimo wszystko w wypadku Przegorzał sprawa jest nietypowa, bo w wielu innych miejscach kaźni, np. w podwarszawskich Palmirach, dokonywano ekshumacji i w miarę możliwości identyfikacji, a przynajmniej próbowano ustalić obszar zbrodni i liczbę unicestwionych.
Drugie śledztwo podjęła w roku 1967 Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Krakowie. Nie wiadomo co spowodowało, że także w nim nie podjęto decyzji o ekshumacji. A przecież dałoby to możliwość precyzyjnej odpowiedzi przynajmniej na pytania o lokalizację grobów i liczbę pogrzebanych. Niestety, śledztwo to szybko zostało zawieszone. Za to właśnie wtedy pojawił się kolejny element upamiętnienia miejsca egzekucji – monumentalny pomnik w postaci długiej ściany na wielkiej betonowej podbudowie. I niestety, być może owa betonowa „stopa" wylana została na części grobów pomordowanych, utrudniając dotarcie do prawdy o tragedii. Wyjaśnią to niewątpliwie prace archeologiczne i prowadzone przez prokuratora IPN dochodzenie.
Szansa na uzyskanie odpowiedzi przynajmniej na podstawowe pytania pojawiła się po raz kolejny, gdy w 2009 roku prokurator Waldemar Szwiec, obecnie naczelnik OKŚZpNP-IPN w Krakowie, podjął wielokierunkowe działania zmierzające m.in. do uznania miejsca egzekucji w Przegorzałach za cmentarz wojenny i urządzenia tam należytej nekropolii. A to dało asumpt do przeprowadzenia badań archeologicznych oraz ekshumacji i ustalenia liczby ofiar. Pracami archeologicznymi prowadzonymi w rejonie zakończenia ul. Bruzdowej kieruje dr Krzysztof Tunia z Instytutu Archeologii i Etnologii PAN. Zespół badawczy już odnalazł szczątki ponad stu pochowanych. Zapewne badanie kolejnych działek pozwoli na ujawnienie jeszcze innych miejsc pochówków. Jest to tym bardziej ważne, że niektórzy badający zagadnienie eksterminacji mieszkańców Krakowa i dzieje miejsca egzekucji w Przegorzałach podawali, iż na terenie tym zamordowano i pochowano znacznie większą liczbę ofiar.
Ale najważniejsze w kontekście wydobytych szczątków ludzkich wydaje się pytanie o możliwość ich identyfikacji. Obecne działania prowadzone są w porozumieniu pomiędzy Małopolskim Urzędem Wojewódzkim w Krakowie, Oddziałem IPN oraz Instytutem Ekspertyz Sądowych im. profesora Jana Sehna.
Ktoś zapyta: dlaczego Instytut Ekspertyz Sądowych? Bo to jego pracownicy współdziałają w powstawaniu Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów objętej patronatem Pomorskiej Akademii Medycznej w Szczecinie i IPN. A właśnie badania genetyczne pozwoliłyby – i miejmy nadzieję, że pozwolą – na ustalenie tożsamości pochowanych w Glinniku. Przywrócą im imię. Na stronach MUW oraz krakowskiego Oddziału IPN zamieszczono komunikaty, informujące o prowadzonych badaniach oraz nazwiskach prawdopodobnie pochowanych w Glinniku ofiar.
Oczywiście z prośbą o kontakt i przekazanie materiału genetycznego, umożliwiającego identyfikację pochowanych. I chociaż na liście tej dominują nazwiska mieszkańców Krakowa i Tarnowa oraz ich okolic, to przecież nie zabrakło na niej właśnie nazwisk owej pierwszej grupy wadowiczan dotkniętych najtragiczniejszą formą represji hitlerowskiego okupanta.
Procedury nie są skomplikowane, materiał identyfikacyjny pobierany jest nieodpłatnie, a ważność sprawy bezdyskusyjna.
Warto zajrzeć na stronę IPN (ipn.gov.pl TUTAJ.) oraz na stronę MUW (malopolska.uw.gov.pl TUTAJ).
Wśród nas, w Wadowicach, są potomkowie rodzin W. Bałysa, J. Wąsika, S. Węgrzyna, mogący pomóc w ustaleniu dokładnego miejsca ich pochówku i identyfikacji ich szczątków. Jeżeli nie ma najbliższych krewnych, to może uda się odszukać ich czy ich potomnych, rozsianych po Polsce? Oddajmy tę przysługę pomordowanym i tej, za którą zginęli – Polsce. Od tego także zależy, czy będzie to prawdziwy i ostateczny finał tej historii – i w pełni godne oddanie hołdu naszym rodakom.
Michał Siwiec-Cielebon
Dyskusja: