Teraz wszyscy mamy takie same zobowiązania – firmy płacą, ludzie płacą, każdy płaci. Podatki dochodowe, VAT, ryczałty. Do koloru do wyboru. Nie inaczej było wieki temu, chociaż wtedy odbywało się to bezgotówkowo, najczęściej „w naturze." I trzeba przyznać najgorzej mieli zawsze ci najbiedniejsi.
Chłopi wnosili różne daniny na rzecz państwa i dworu. Najbardziej uciążliwe było oddawanie części plonów pszenicy, żyta i jęczmienia. Z mięsa wieprzowego płacono daninę zwaną narzaz, od liczby wołów w zagrodzie – powołowe, a od liczby domów – podymne. Ponadto chłopi mieli obowiązek dostarczania wszystkich świadczeń w naturze (skór, zboża, mięsa, soli, wosku) własnym transportem do dworu i starosty który pobierał daniny w imieniu króla.
Pańszczyzna, czyli przymusowe obrabianie-własnym sprzętem -roli pańskiej była kolejnym obciążeniem ludności wiejskiej. Na początku w starostwach lanckorońskim, barwałdzkim i zatorskim pańszczyzna była fikcją.
Chłopi w zamian za uwolnienie od niej płacili szlachcie specjalny czynsz. Sytuacja zmieniła się w połowie XVI wieku, kiedy to w dobrach Komorowskich w starostwie barwałdzkim wprowadzona obowiązkową pańszczyznę – jeden dzień w tygodniu. Wkrótce Komorowskich naśladowała okoliczna szlachta. Do rozbiorów wymiar pańszczyzny doszedł nawet do czterech dni w tygodniu. I nie było mowy o 8 godzinnym trybie pracy - dzień roboczy liczono od wschodu do zachodu słońca. Wysoka pańszczyzna była jednym z powodów, dla których chłopi z Ziemi Wadowickiej tak chętnie zasilali szeregi armii powstańczej Tadeusza Kościuszki w 1794 roku.
Właściciele koni mieli ponadto obowiązek jeździć trzy razy w roku po sól do Wieliczki. Dwory nie zaopatrywały się w sól na wadowickich jarmarkach. Była ona bowiem kilkakrotnie droższa niż u źródła. W takich miejscowościach jak Lanckorona, Barwałd, Spytkowice dochodziły dodatkowe obowiązki związane z utrzymaniem zamku, czyli stróża zamkowa, zabezpieczenia i remont dróg dojazdowych, dostarczanie żywności i koni dla załogi zamkowej oraz remonty wałów i murów obronnych.
Z czasem wszystkie powinności w naturze zamieniono w daniny w gotówce. Od XVIII wieku podobnie było z pańszczyzną. Ludność wiejska stawała się coraz bardziej zróżnicowana. Ci, którzy mieli mało ziemi szukali szansy jako furmani, robotnicy leśny, flisacy na Powiślu, tkacze i drelicharze – domokrążcy w rejonach Andrychowa lub wiejscy rzemieślnicy.
Weszło to w tak powszechny zwyczaj , że gdy właściciel Wieprza, hrabia Wincenty Bobrowski, w 1819 roku zniósł zwyczaj opłacania połowy należnej pańszczyzny i kazał odrabiać ją w całości, we wsi wybuchł bunt. Nie uśmierzyło go nawet sprowadzone z Wadowic wojsko i hrabia musiał odstąpić. Chłopi, którzy dysponowali gotówką, mieli również możliwość „zakupieństwa".
Za użytkowana ziemię czy las płacili panu mówiona kwotę w gotówce i na podstawie spisanego kontraktu stawali się dziedzicznymi użytkownikami ziemi. Bardzo dużo takich gospodarstw chłopskich funkcjonowało w okolicach Andrychowa, w dobrach Ankwiczów, Starowiejskich oraz w Brzeźnicy i Kalwarii. Dopiero patent cesarski z 1848 roku zlikwidował w Galicji pańszczyznę.
Dyskusja: